środa, 1 października 2014

Nie mogę ugryźć się w język


Miłość do wykonywanego zawodu – to słowa, które praktycznie dzisiaj nic nie znaczą. Mogą wzbudzić co najwyżej wzruszenie ramion, bądź inne odruchy... Bo jak wynika z moich codziennych obserwacji, przykładowo: pracy urzędników, przedstawicieli służby zdrowia czy oświaty, (oczywiście, nie mam na myśli wszystkich), to przyznam szczerze, że chwilami zbiera mi się na pewien bezwarunkowy odruch...

 Bo kiedy słyszę, że dyplomowana pielęgniarka określa normalnego pacjenta mianem „psychol”, to trudno tu mówić o miłości do pracy. A zwłaszcza do pacjenta, nawet gdyby rzeczywiście z jego psychiką było „coś na bakier”. I w tym momencie nie mogę ugryźć się w język, tylko z całą pewnością stwierdzam, że „psychol”- to właśnie babsko w białym kitlu, które swoją pracę traktuje jak zło konieczne. Oj, trzeba zdrowia by chorować. A po takiej diagnozie można nawet „rąbnąć w kalendarz”. Co prawda, ja w tym przypadku mogłabym skonać, ale jedynie ze śmiechu! Nie z pacjenta, ale z durnego babsztyla, który „łyknął” co nieco fachowej wiedzy, tyle, że wciąż myli medyczne terminy. Brrr...

Ten sam odruch dopada mnie, kiedy z różnych źródeł dowiaduję się, że uczniowie molestowani są przez nauczycieli czy księży. To nie mieści się już w mojej głowie, bo kto kiedyś słyszał o takich przypadkach? Ale jak widać, miłość do wykonywanego zawodu ma różne oblicza... Chociaż przyznam szczerze, że w czasach młodości byłam bardzo zauroczona pewnym, swoim nauczycielem. Niestety, był tak poprawny, że za nic nie chciał mnie molestować. Marzyłam po nocach, żeby mnie choć uszczypnął, ale nie dziwię się, bo nie bardzo miał wtedy w co uszczypnąć. A nawiązując do księży, nigdy o tym nie marzyłam, chociaż mieliby wówczas co uszczypnąć. No, nie dosłownie... Mam na myśli zupełnie co innego. A chociażby na przykład to, że jako dziecko podczas spowiedzi skłamałam twierdząc, że nie jadłam śniadanie przed komunią. Jasne, że jadłam, ale moje nieczyste wyznania były tak głęboko skryte, że biedny księżulo musiał nieźle się namordować, żeby cokolwiek ze mnie wydusić. I wydusił... potwierdzenie, że nie jadłam śniadania. Czy miłował swoją profesję? Trudno powiedzieć. Raczej miłował „wyżymanie duszyczek”. 

Z urzędnikami przeróżnych instytucji miałam do czynienia już nieco później i mam do dzisiaj. Ci również niejednokrotnie pracują z przymusu. A jakże nudna jest ich praca! Fee... Upierdliwi petenci w kółko marudzą, aż do wymiotnego odruchu. Zasypują setkami pytań, które dodatkowo usypiają. Dlatego „urzędasy” nie chcą, ale muszą zaczynać dzień od małej czarnej, w południe robią poprawkę i kończą dzień tą samą używką. Bo przecież można zgłupieć, na widok niekończącego się „ogonka”! I nie ma kiedy pracować, kiedy przeszkadzają „nierozumni psychole”... Nie tak dawno, pewna urzędniczka trzymając w ręku nadgryzioną „paryską”, z pełną buzią pytała mnie w kółko „o co chodzi?”. Pomimo, że tłumaczyłam trzykrotnie. Może mam nazbyt wybujałą fantazję, ale skojarzyła mi się z automatem telefonicznym, który z ,,pieniężnego głodu,, powtarza: „wrzuć monetę, wrzuć monetę”. Wtedy też wzbudziło to we mnie niemiły odruch i to nie jeden!  

Co prawda, przedstawiciele wymienionych profesji ubolewają niby nad swoimi „ofiarami”, ale trudno przewidzieć czy wynika to z miłości do wykonywanego zawodu... A tak naprawdę, to powinny ubolewać władze instytucji, które reprezentują „miłośnicy” swoich zawodów. Bo co tu ukrywać? Przez takich „pracusiów” tracą tylko dobre imię. I zdecydowanie twierdzę, że w dzisiejszych czasach nie ma miłości do wykonywanego zawodu. Jest tylko miłość do pieniędzy. A to też wzbudza we mnie wszystkie odruchy, a najbardziej ten bezwarunkowy, o potocznym brzmieniu. I chociażby dlatego, za nic nie mogę ugryźć się w język...

14 komentarzy:

  1. Cała prawda w tym poście uwielbiam czytać twoje felietony, posty ....i tak jak kiedyś zacznij fach dorabiania pisząc prace mgr :)....świetny pomidorek :) Bardzo mi się ten blog podoba bo jasny i przejrzysty.....dużo fajnych podpowiedzi znajdziesz na blogu Zyj Kochaj twórz jeśli masz ochotę zaglądnij do Karoliny.....wiem że na pewno Dianie pomogła, a znacie się:) ....pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Martuniu;) Fach dorabiania, mam już za sobą, także strzeliłaś w setkę;) Cieszę się, że podoba Ci się blog po zmianach. Ale nie wiem, o której Karolinie piszesz? Pozdrawiam Cię cieplutko;)

      Usuń
  2. Brawo Gosiu, cudowne te Twoje wynurzenia. Tak prosto i na temat, mało kto dzisiaj pisze. Tobie się udaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Danusiu za te brawa i pozdrawiam Cię bardzo gorąco;)

      Usuń
  3. Bo teraz wybiera sie zawód nie ten który nas pasjonuje czy interesuje, tylko ten który daje perspektywę dużych zarobków i szybkich awansów- niestety:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie mamy też czasy niestety, gdzie zainteresowania i pasje poszły na bok...

      Usuń
  4. Gosiu i znowu strał w dziesiatkę. Masz nosa w tych felietonach, świetnie napisane i niestety sama prawda. Ale cóz to tak jak w tym pwiedzeni jak si nie ma co sie lubi to sie lub i co sie ma. I to jest cała prawda. Mał kto teraz zapyatn czy lubi swoją prace odpowie twierdząco . Zdecydowana większośc pracuje aby żyć. No więc nie dziwi takie czy nne zachowanie. Jest to wkurzające, ale może warto odpowiedziec sobie na pytanie jak ja bym sie w takich warunkach zachowała??
    I tym oto kontrowersyjnym pytanie kończę i zmykam stąd bo w łeb dostanę :-))
    P.S. Lubię swoja pracę :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba musze iść coś zjeść bo pożarałam połowę literek , wrr.... nie lubię mojej klawiatury !!

      Usuń
    2. Wiem Aniu, że teraz nie ma wyboru, dlatego każdy robi to, co uda mu się ,,złapać". Ale myślę, że nawet wtedy, kiedy robi się to, czego się nie lubi - należy się szacunek dla osób po tej drugiej stronie;) Buziaki ,,żarłoczku"

      Usuń
  5. jak tu się bielutko zrobiło.... :-)
    sie mnie podoba!

    Kochana a gdzie jest jakiś adresik mailowy do ciebie jakbym chciała się niekoniecznie oficjalnie "obtańcować"? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. o tak calusieńka prawda, choć oststnio trafiłam w miejsce szpital oddział kardiologii gdzie wszystcy lekarze i pielęgniarki byli tak mili że normalnie z szoku wyjść nie mogłam, pewnie bali się że padne im tam na zawał czy coś ale ogólnie naprawdę szczęka mi opadła bo przygotowałam się na poczekaj pół dnia to w końcu ktoś ci krew pobierze czy zrobi echo serca. No ale niestety do rzeczywistości powróciłam przy zapisach na kolejną wizytę bo to połowa przyszłego roku, ostatnio czekałam rok więc ogólnie trzeba mieć zdrowie by się leczyć

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdarzają się wyjątki Diano;) A potem przychodzi smutna rzeczywistość... Buziaki;)

    OdpowiedzUsuń