Co tak naprawdę znaczy słowo
równouprawnienie dla polskiej kobiety? Matki, żony, praczki, sprzątaczki czy
też kochanki? Znaczy wiele, a zarazem jest bardzo bolesne. Tak samo dla
babskich przeciwników, to temat bolący niczym wrzód na tyłku...Bo akurat na kobiecie
spoczywa ciężar rodzenia dzieci (który do przyjemności raczej nie należy) potem
jeszcze długoletnie wychowywanie potomstwa, wikt i opierunek. A jakby tego było
mało, to i w pracy też za bardzo nas nie chcą, bo a to dzieciaki chorują i baby
chodzą na zwolnienia lekarskie, a jak bachorów nie mają, to pewnie wkrótce będą
miały itd.
A tu prawo do legalnej aborcji zostało przehandlowane przez polityków lewicy, chyba tylko po to, by podlizać się klerowi. Bo więcej znaczą głosy kilku biskupów, aniżeli protesty kilkunastu milionów polskich kobiet?! A żeby było jeszcze śmieszniej, to na dodatek najwięcej do powiedzenia w tej kwestii mają kobitki po wieku „skrobankowym" i emeryci „w stanie spoczynku”...
Ale o co kruszyć kopię, skoro ponoć to żaden problem! Bo według oficjalnych danych, liczba aborcji jest znikoma, a więc problemu nie ma. Niby nie ma, a jednak jest. I to ogromny, a za nim kryją się dramaty tysięcy kobiet. Bo jak kobieta nie chce dziecka, to znajdzie sposób by pozbyć się niechcianej ciąży. A pomagierów do tego w całym kraju jest mnóstwo – tylko trzeba mieć kasę. W większości gazet można znaleźć ogłoszenia o kompleksowych usługach ginekologicznych. Któregoś dnia z ciekawości zadzwoniłam pod pierwszy lepszy numer. - Który tydzień? Zabieg kosztuje dwa tysiące. Jak się pani zdecyduje, proszę dzwonić...
Nie muszę chyba wyjaśniać, że nie
oddzwoniłam, bo takiej potrzeby nie miałam, ale nie wychodząc z domu, w ciągu
pół godziny zafundowałam sobie aż sześć „zabiegów”?! Pantoflową pocztą
natychmiast puściłam informację, że zbieram materiały do artykułu o aborcji.
Kobiety, które odezwały się, błagały o anonimowość, bo wiadomo, że za to można
trafić za kraty. W każdym bądź razie dowiedziałam się jak działa aborcyjne
podziemie.
Potem zapytałam kilkanaście przypadkowo spotkanych kobiet w różnym wieku (młodych i tzw. dojrzałych), co sądzą o antyaborcyjnej ustawie? Wszystkie były przeciw. I ja też. Bo niby dlaczego ktoś ma za nas decydować? Włazić z buciorami w nasze intymne życie, prosto do łóżka, a nawet pod kołdrę? Kimże do diabła jesteśmy? Niewolnicami obecnego ustroju? A wreszcie można i zgłupieć, bo Kościół głosi, że nie wolno używać antykoncepcyjnych środków, bo to jest be! Może więc rzeczywiście lepiej zastosować się do rad naszych babek i prababek, które mówiły, że: „nie ma lepszego środka antykoncepcyjnego, niż szklanka wody” Ale nie przed, lecz zamiast...
Z mojego punktu widzenia, to do kobiety i jej partnera powinna należeć ta niezmiernie trudna decyzja. Tymczasem, tak naprawdę decydują o tym osobnicy w sutannach i bez, zajmujący i tak już kluczowe stanowiska w naszym państwie. A może by tak ujawnili, ile to ich bezimiennych owoców „zakazanej miłości” tuła się po polskiej ziemi? Nic z tego, statystyk nie prowadzą. A szkoda... To w takim razie niech dadzą naszym mężom zarobić więcej, a my kobiety, będziemy wychowywały sobie te nasze pisklaki na kolejnych roboli, a niewiasty na domowe kureczki. No, chyba, że nie lubimy mieszać w garach i marzy nam się zawodowa kariera...Ale któż godziwie nam zapłaci?!
Tak czy inaczej, kobiety nadal są dyskryminowane i co tu mówić o równouprawnieniu?! Dla większości kobiet – to temat bolesny, bo równouprawnienia w dosłownym brzmieniu tego słowa - nigdy nie było, nie ma i prędko nie będzie. A temat ten jest jeszcze boleśniejszy dla przeciwników „babskich spraw”, bo wciąż na nowo ożywa i jest rozdmuchiwany wszerz i wzdłuż. I słusznie! Żyjemy przecież w dwudziestym pierwszym wieku i nie pozwólmy sobie, aby ktoś ingerował w nasze życie! To my jesteśmy za nie odpowiedzialne. My decydujemy o doborze antykoncepcyjnego środka, a już na pewno do diabła o doborze partnera! Jak się poddamy, to jeszcze trochę, a zaczną nam ich dobierać.
Władza absolutna niestety nie zna granic, nie ma umiaru, a więc nie pozwólmy sobie, aby zaczęła skakać nam po głowach! Chociaż tak szczerze mówiąc, to już po części udało się jej to „brykanie”. Zapytam więc, po raz kolejny: co tak naprawdę oznacza feminizm dla polskiej kobiety? Nic. Bo z mojego punktu widzenia - kobieta w dalszym ciągu jest „puchem marnym”. A ile ją trzeba cenić, ten tylko się dowie... kto jej nie docenił?! A więc, Nie „pękajcie baby”! Prędzej pęknie ten bolesny wrzód na tyłkach naszych „polityków”. Wygramy, bo bez nas faceci, zarówno ci w sile wieku, i ci i w „stanie spoczynku” są naprawdę bezradni... I w ogóle bezużyteczni! I co? Zawrzało w polskim kotle przeciwników „babskich spraw”? A czy zabolało? Jak nie, to zapewniam, że zawrze, a dopiero później zaboli...
o nareszcie się doczekałam! :)
OdpowiedzUsuńAle temat poruszyłas! Chyba bezpieczniej było by wsadzić głowę w gniazdo szerszeni! :-0
Pod twoimi spostrzeżeniami się podpisuję w całej rozciągłości, podkreślając jednakowoż, że aborcja nie może stanowić srodka antykoncepcyjnego, co sie niestety wielu młodym panienkom zdarza.
Trochę już jednakowoż na tym swiecie żyję i wiem, ze nawet ogarniętym i zabezpieczająym się, wpadki się zdarzają i co wtedy?
4te, 5te... 10te dziecko...
Jak je do cholery utrzymać w tym naszym chorym na brak mózgu u rządzących państwie, gdzie nasze zarobki są 4 krotnie mniejsze jak u Niemców ( takie są przynajmniej ostatnie statystyki)
A może wożący się mercedesami purpuraci, i inni obrońcy " w stanie spoczynku" powiedzą mojej kuzynce, samotnej matce z 4ką dzieci w wieku szkolnym jak ma je wyżywic za najniższą krajową??? .
Ci ostatni i inni zresztą też - nie powiedzą samotnej matce, jak ma wyżywić swoje dzieci Dorotko. Oni jeszcze wyrwą jej ostatni grosz z kieszeni na rzekomo ,,szczytny cel". Szkoda słów... A wyrażać swoich myśli nikt nam nie zabroni. Prawda? Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo gorąco i dziękuje za uważne czytanie;) Buziaki;)
OdpowiedzUsuńo tak! szczególnie, ze ja lubię się "powyrażać" ;-)
OdpowiedzUsuńi niestety nadużywam tego prawa... ale co zrobić,
praca stresująca, życie stresujące... jakoś trzeba ten cholerny stres z siebie zrzucić, nie! :-)
a w temacie, to możemy sobie wymieniać poglądy jeszcze długo i namiętnie i do konca świata a rozwiązania nie znajdziemy.
Bo tu nie ma konsensusu.
Sa tylko 2 strony muru.
Pozdrawiam juz jedną nogą na wakacjach
i czekam na więcej.
Sprawdzę za 2 tygodnie! :-D
Jasne, że wszystkie ,,ciężary" i ,,bolączki" trzeba z siebie wyrzucić. No to miłych wakacji Dorotko! Poczekam na Ciebie te 2 tygodnie, bo zaniedbałam swój pierwszy blog. I pamiętaj o zasadach naszych babć; wypij zawsze tę szklankę wody przed..., żebyś nie przywiozła z wakacji miłej ,,niespodzianki";) Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko;)
OdpowiedzUsuńOj tak równouprawnienie to śmiech na sali, a wyborów w naszym państwie nie mamy wcale, ostatnio ciągle się czymś bulwersuje bo ciągle czegoś nie można albo coś trzeba zgłaszać co za chory kraj. Dodam ze zdarzyło mi się że pani w aptece odmówiła mi sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych
OdpowiedzUsuńPrzyznaję Ci rację Diano. Tak jak napisałaś - chory kraj. I wątpię, że ktokolwiek, czy cokolwiek go uzdrowi. Pozdrawiam Cie gorąco;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post...masz racje Gosiu...ale nie tylko w Polsce sa te problemy...w Niemczech wielu panow politykow i nie tylko....uwazaja, ze miejsce kobiety to KKK...czyli Kirche-Küche-Kinder...co oznacza kosciol-kuchnia-dzieci....wiecej sie nie wypowiadam... pozdrawiam serdecznie i zycze milej niedzieli:):)
OdpowiedzUsuńDziękuję;) Z uwagi na fakt, iż Twój komentarz przeczytałam po niedzieli - życzę Ci miłego tygodnia i pozdrawiam bardzo gorąco;)
Usuńdlatego pakuję walizki i wylatuję na Marsa jak dorosnę, chory kraj :(
OdpowiedzUsuńWitam nową osóbkę;) Masz rację Magnes, dorastaj szybko, to i ja jeszcze załapię się na ten wylot z Tobą na Marsa, bo tu żadnych szans nie mamy;) Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za odwiedziny;) a teraz biegnę, by zajrzeć do Ciebie;)
OdpowiedzUsuń