Myślę, że w obecnym świecie człowiek
jako jednostka jest niczym. I nie ma żadnych praw?! Nie wspominając już nawet o
prywatnych myślach czy uczuciach. Nosimy jakieś tam NIP-y, regony, kamery węszą
w sklepach, na ulicach i cholera wie, gdzie jeszcze. Jednym słowem coraz bliżej
nam do krainy Wielkiego Brata. Żyć nie umierać...
Ale wracając do owej jednostki, znowu skojarzyła mi się ona z pokrzywdzoną przez naturę istotą – czyli mężczyzną. Uważam, że niektórych pozbawiła świadomości własnych wartości. Tu mam na myśli pedofilów, a więc ograniczenie im praw jest wręcz wskazane. Kiedyś czytałam gdzieś, że podobno w Anglii wymyślono już dla nich nawet obroże z nadajnikami. Po to, by było wiadomo czy delikwent kręci się w pobliżu miejsca, w którym przebywają dzieci.
Pedofilia napawa mnie obrzydzeniem,
ale obroża wzbudza we mnie ogromne zainteresowanie. Bo gdyby tak jeszcze
dołożyć kaganiec na pysk, kolczatkę i zacząć organizować wystawy dla
„kundelków” - dopiero wszystko byłoby cacy! Myślę, że byłoby to skutecznym
środkiem zaradczym nie tylko dla zboczeńców, ale i normalnych nieudaczników.
Zwłaszcza tych, którzy atakiem wściekłości reagują na zawodowe niepowodzenia i
do upadłego ujadają o swoich racjach. Tak moi mili panowie, to najświętsza
prawda, że wasze najszczęśliwsze, lata trwają dopóty, dopóki nie odczuwacie
jeszcze żadnego zainteresowania jakąkolwiek płcią.
No właśnie, skoro już jestem przy
płci, mając na uwadze zarówno tę brzydką jak i piękną - nasunęła mi się
myśl o tradycyjnym modelu rodziny. Jak wszystkim wiadomo, prawidłowy model
rodziny - to mama, tata i dzieci. Wypadają się z niego samotne matki,
chociaż nie rozumiem dlaczego, bo w większości doskonale sprawdzają się w roli
„taty”, który albo poszedł w siną dal, albo mamie w porę udało się wyeliminować
„przygłupa” z rodziny. Z tradycyjnego modelu wypadają też związki
homoseksualne, wychowujące pociechy z adopcji. Dlatego też w niemal powszechnej
opinii rodaków, stanowią skrajną patologię. I według mnie też. Wprawdzie nic mi
do tego, ale nie oszukujmy się. Bo to, co w jednym przypadku jest
deprecjonowane, w drugim jest godne pochwały. O zgrozo...
I tak, kiedy siostry zakonne
zakładają rodzinne Domy Dziecka – to już ani trochę nie jest patologia, a wręcz
przeciwnie – to szczyt poświęcenia, w przeciwieństwie do samotnej matki?!.
Siostrzyczki – jak mi wiadomo - prowadzą w Polsce dwa tego typu domy.
Akurat oddalone od siebie o ponad sto kilometrów. W obydwu mieszka ileś tam
osieroconych dziewcząt, dla których podobno jest to jedyna szansa na
„normalny”, rodzinny dom. Jednopłciowe zakonnice mają status zastępczych rodzin
i jako takie dostają od państwa dotację na opiekę nad dziećmi. I to dużo wyższą
niż samotne matki?! W takim razie, proszę wytłumaczyć mi, czym różnią się w tym
momencie? Według mnie niczym. Bo jedne i drugie są jednopłciowe?!
Zastanawiam się więc, dlaczego
„zakonne matki’’ dostają więcej kasy? Wygląda na to, że wypadałoby rodzić
dzieci i podrzucać je „siostrzyczkom”, a wówczas na bank będą miały
zagwarantowany godziwy byt?!. Zaznaczam, że tylko byt, bo z wychowaniem i
wzorcem do naśladowania bywa niekiedy różnie. Przykłady z życia mówią same za
siebie, więc mój komentarz jest tu zbyteczny. A zatem nie oszukujmy się, bo
Państwo wspiera wyjątkową patologię, bowiem dom prowadzony przez zakonnice,
przynajmniej mnie - ani trochę nie przypomina normalnego domu?! Co
więcej, pojawia się problem podobny do tego, który neguje się w przypadku
pomysłu adopcji dzieci przez homoseksualistów? Bo skąd te biedne dzieciny mają
wiedzieć, kto jest mamusią, a kto tatusiem? Nie, no dla mnie to wszystko jest
po prostu absurdem...
I z mety nasuwają mi się pytania:
dlaczego ,,siostrzyczki” tworzą rodziny zastępcze tylko dla dziewczynek i kim
zostaną ich „córki”, kiedy dorosną? Można by tu długo polemizować, ale wydaje
mi się, że nie przyniesie to żadnego rezultatu... Dlatego śmiem przypuszczać,
że w obydwu przypadkach - zarówno zakonnic jak i homoseksualistów – być może
wkrótce zaginie tradycyjny model rodziny... A może lepiej byłoby dać dzieciom
prawo wyboru? Bo być może wolą same mamusie, albo tylko tatusiów? Ale o czym tu
mowa... Każda jednostka, bez względu na płeć jest niczym i nie ma żadnych praw,
bo państwo wspiera wyłącznie silne grupy. I to najczęściej największe „modele”,
pomijając już te rodzinne... Wobec powyższego, zastanawiam się często, czy
słowo patologia jest równoznaczne z normalnością? Skoro tak....
Ach, zapomniałam, że ja też
jestem tylko jednostką, a więc moje rozważania są na nic. Ale przynajmniej
jestem szczęśliwa z tego powodu, że nie mam nic wspólnego z „modelami”...
I nawet zaczyna podobać mi się to
życie w krainie Wielkiego Brata, tylko wydaje mi się, że jego bystre oko
zaczyna atakować katarakta. A najbardziej boję się tego, że lada dzień oślepnie
zupełnie. Ale byłyby jaja...Tyle, że dla nas, bo dla biednych, osieroconych
dzieci na pewno nie.
amen
OdpowiedzUsuń;-)
;);););) pozdrawiam Dorotko.
OdpowiedzUsuńCiekawe tematy poruszyłaś i ciekawie je opisałaś :)
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu;) Dziękuję, że zajrzałaś na bloga z moimi felietonami. Myślę, że ich długość trochę odstrasza Czytelników, więc chyba zacznę skracać treści. Pozdrawiam serdecznie;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolu i pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńWitaj:) zajrzałam tylko, ale zostaję na dłużej- uwielbiam czytać felietony, a to co napisałaś bardzo dobrze się czyta.
OdpowiedzUsuńMamy to samo zdanie na w/w temat, ale ciekawi mnie np co będzie jak zniosą celibat w Kościele Rzymsko katolickim?Teraz wielu woła, że ksiądz nie ma pojęcia o życiu w rodzinie, a poucz jak mamy żyć, ale czy to ciągle będzie jeszcze nasz Kościół i nasza wiara?
Rozpisałam się, ale naprawdę interesujący temat poruszyłaś:)
pozdrawiam cieplutko:)
Witaj Renatko;) Jest mi niezmiernie miło, że chcesz pozostać tu na dłużej, bo już czułam się zniechęcona do prowadzenia tego bloga.W sumie prowadzę trzy, więc trudno wszystko pogodzić. Blogi, obowiązki domowe etc. Ale jeżeli, podobają Ci się moje felietony, z największą przyjemnością będę je systematycznie publikowała. Odnośnie zniesienia celibatu, to uważam, że jest to najlepsze rozwiązanie, bo jeśli rozumiemy się - to moim zdaniem, księża powinni doskonale znać życie w rodzinie. Chociażby z Biblii, która zawiera mnóstwo wskazówek. A nie wspomnę już o ich ,,potajemnym" życiu rodzinnym, o którym obecnie jest coraz głośniej we wszystkich mediach. Pytasz ; jak żyć? Czy ciągle będzie kościół i wiara? Trudne pytania. Ale z mojego punktu widzenia, wiedzy i obserwacji - kościół powoli upada. Wierni masowo odchodzą od niego, bo nie znajdują w nim prawdy, lecz obłudę. I szukają innej drogi, innej wiary, która nie karmi fałszem. Każdy ksiądz, powinien być ,,pasterzem" swoich ,,owieczek"... A czy są? Myślę, że w którymś z moich felietonów znajdziesz odpowiedź na wszystkie pytania. Pozdrawiam Cię gorąco;)
OdpowiedzUsuńwidzisz, mieszkam na wsi i tutaj mamy inne podejście do pewnych spraw- tym bardziej, że mamy księży z prawdziwym powołaniem, dlatego też tak trudno nam do tego się odnieść:)
Usuńpozdrawiam cieplutko:)
bo to temat, którego nie da się rozwiązać w komentarzu, można rozprawiać godzinami a i tak kązdy będzie miał na ten temat odmienne zdanie i rozwiązanie.
UsuńWażne jest aby temat w ogóle poruszac.
Masz rację Dorotko. To temat ,,morze". Buziaki;)
UsuńRozumiem i również pozdrawiam Cię serdecznie;)
OdpowiedzUsuńTo dodam jeszcze jedno mam to nieszczęscie być w normalnej rodzinie czyli jestem matką moje dziecię posiada ojca w związku z czym nie ma szans na przedszkole bo nie jestem samotna, nie jestem niepełnosprawna moje dziecie nie jest chore, nawet maz mnie nie bije więc no cóż moje państwo mówi radź sobie sama kobieto mimo ze pracujesz to nie przyjmiemy twego dziecka do tej cudownej przechowalni jaką jest przedszkole, no i po co było brać ślub ja się pytam po co?
OdpowiedzUsuńWitaj Diano;) Mając na uwadze chociażby Twoją sytuację, czy też innych rodzin z podobnym problemem - chyba można uznać, że tytuł tego felietonu jest trafny... Pozdrawiam Cię gorąco;)
OdpowiedzUsuń