W co się bawić w czasie świąt
wielkanocnych? Jajeczkiem? Każdy pewnie powie - tak. Ale czy można bawić się
nim, czy służy jedynie do konsumpcji ? Moim zdaniem „jaj” nie brakuje nam na co
dzień i czasami powodują nadmierne trzęsienie przepony i nudności. Pasztecik,
szyneczka, chrzanik? Może i tak. Ale przecież nie samym pasztetem czy szyneczką
człowiek żyje, bo do tego potrzeba też trochę optymizmu. A z tym, raczej u nas
krucho…
Rozglądam się dookoła siebie,
wertuję gazety, a tu na pierwszych stronach dzienników dostrzegam raporty o
niżu demograficznym w kraju. Ale z Was kozacy panowie… Chociaż może i macie
rację, bo dzieci nie wystarczy płodzić. Trzeba na nie również łożyć. No, ale
jednak jakoś rozmnożyliśmy się. Dlaczego? Hm… Temat arcytrudny, dosyć śliski i
żadne płaskie dowcipy tu nie pomogą, bo od niepamiętnych lat nie ma już wyłączeń
prądu?! A jeżeli, to na parę godzin i to w ciągu dnia.
Spróbujcie więc, przy najbliższym, towarzyskim spotkaniu, ot chociażby z okazji Świąt Wielkanocnych pogadać o tym ze współbiesiadnikami, a przekonacie się, że co głowa, to inna opinia. Rozmnożyliśmy się na złość rządowi? A niby dlaczego? Przecież dba o godziwe porozumienie z Kościołem. Ja zaś bardzo chciałabym zobaczyć tego „oportunistę”, który przy poczęciu dziecięcia dokonuje serii podyktowanych przez matkę naturę ruchów z zaciśniętymi zębami… Na złość! Ale komu?! Tak więc, w tym momencie sprawa też nie jest prosta. Między innymi i dla oportunisty.
Ktoś o zdrowym rozsądku rzekłby pewnie, że najwięcej dzieci mają najuboższe rodziny. To akurat prawda, ale nie chciałabym swym komentarzem psuć świątecznego nastroju, bo nie ukrywam, że z mojej strony padłoby tu wiele bolesnych zarzutów pod adresem różnych instytucji. W tym Kościoła. Ale wracając do tematu czy rzeczywiście jesteśmy tą „najuboższą rodziną” na świecie? Owszem, kryzys zafundowaliśmy sobie sami. I to po uszy! A żeby go teraz opanować potrzeba czasu i cierpliwości. Chociaż ja osobiście absolutnie nie wierzę, że w obecnym ustroju da się cokolwiek opanować czy ujarzmić (a zwłaszcza rozpasane władze).
Pamiętam jak przed laty media
rozpisywały się o zmęczonym społeczeństwie. A co powiedzieć dziś? Nie mamy
przecież ani jednego działu gospodarki, który funkcjonowałby normalnie, a jej
koła coraz bardziej buksują w piachu. Jak zapobiec narastającej fali
bezrobocia? Należymy ponoć do najbrudniejszych krajów świata i czego by nie
dotknąć – zajmujemy kiepskie miejsce wśród innych. Bo, chyba raczej trudno
uznać pierwszeństwo w spożyciu alkoholu za chlubę?!
Mogłabym w nieskończoność wyliczać
te wszystkie niedoskonałości, z powodu których padamy na twarz ze zmęczenia.
Zwłaszcza, ze zmęczenia życiem, bo jeden człowiek męczy drugiego. Spóźniający
się kierowca autobusu – meczy pasażerów, leniwa i pyskata urzędniczka –
petentów itp. I tak w kółko doduszamy się wzajemnie. Chociaż mamy też parę
mitów, którymi możemy karmić się do syta, które nas budują i wynoszą ponad
innych. Na przykład głębokie przekonanie, że Ameryka nas kocha, że wschodni
bratankowie podążają za nami krok w krok, a pozostałym krajom szczęka opada ze
zdumienia, bo Polak to ho, ho!
Już widzę niezadowolenie niektórych,
kiedy stwierdzę, że świat nie kocha nas aż tak do szaleństwa. A dowodem na to
jest chociażby to, że obcy kapitał wiąże się z naszym dosyć niemrawo. Innym
mitem jest nasza polska pracowitość, nadprzyrodzone talenty i zdolności. Kto
tylko wyjeżdża poza granice naszego państwa w celach zarobkowych, od razu robi
karierę. I po powrocie podtrzymuje ten mit. Jednak w przypływie szczerości może
się przyznać, że był tam tylko garkotłukiem, opłacanych według naszych stawek.
Niezły „pasztet z chrzanikiem”. Prawda? Czy wystarczający na świąteczny stół?
Chyba nie, bo zarówno jak „jaja”, mamy go na co dzień. Ale ja osobiście, po
prostu to wszystko chrzanię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz